sobota, 31 marca 2012

Moje Książki





...  W końcu ich ujrzał. Na szerokiej drodze przebiegającej obok hotelu, ukazało się czoło upiornego pochodu. Maszerowali ławą, nadzy i dzicy, wypełniając swoją masą całą szerokość drogi. Na ich czele szła grupa potężnych nagich mężczyzn z głowami ogolonymi na łyso, twarze natomiast mających okolone potężnymi brodami. Na wielkich brzuchach dźwigali oni olbrzymie bębny, w które walili z całych sił, specjalnie do tego celu przeznaczonymi pałkami, wybijając przy tym ponury i jednostajny rytm. Rytm dziki i złowróżbny, pełen nietajonej groźby i agresji, niosący zapowiedź destrukcji i unicestwienia. To było przerażające i Henryk mimo iż ze swojej natury bardzo odważny, poczuł jak po plecach przebiegają mu ciarki. Pomyślał przy tym, że jeśli jest piekło, to tam diabły muszą ten właśnie rytm, wybijać potępieńcom ...
Góra Gór Tom 1

 Jego niepokój rósł teraz w postępie niemal geometrycznym a serce waliło mu jak młotem.  Był już tak blisko, że zaczął rozróżniać wszystkie szczegóły czarnej tablicy. Najpierw zobaczył litery, wysokie na kilkanaście centymetrów w górnym fragmencie, niżej nieco mniejsze, nie ogarniając jednak jeszcze całego napisu. Wyrżnięte był one głęboko w kamieniu. Jeszcze jeden uczyniony przez niego krok i oto widział już cały napis i wtedy nogi się pod nim ugięły. Napis bowiem brzmiał:
Góra Gór Tom 2

Realnie oznacza to postępującą degradację człowieka jako istoty wyższej, humanistycznej. Ważne przy tym jest zrozumienie rzeczy najważniejszej, otóż ludzkie osiągnięcia w dziedzinie nauk technicznych i związanych z tym nowoczesnych technik, w niczym tej podstawowej dla ludzkiej rzeczywistości zasady nie zmieniają. To jest właśnie żelazne i niezbywalne prawo systemu organizacji życia Społecznego który aktualnie zdominował całą ludzką rzeczywistość. System ten z racji jego najważniejszego skutku oddziaływania na istoty ludzkie nazwałem Animalizmem. 
Animalizm


Potem był werdykt jury pracującego pod kierunkiem profesora Cormona, przyznający mu najwyższe odznaczenie oficjalnego Salonu, Wielki Złoty Medal a także szereg dodatkowych nagród. Niemal natychmiast w ślad za tym jego wielkim zwycięstwem, przyszło to wszystko o czym do tej pory tak marzył. Sukces !!! To obecnie stało się faktem.
Vincent Profesjonalista

 - Nie masz łobuzie, ty zdychająca beczko złota racji, nazywając mnie gnijącym śmierdzielem. Ja może i śmierdzę ale jeszcze nie gniję i to zapewniam Cię potrwa jeszcze dość długo. Ty za to bydlaku, ty opasła beczko złota, za chwilę rzeczywiście przekształcisz się w kupę gnijącego ścierwa. To już dosłownie za chwilę, nie pozostała Ci już nawet minuta. I co Ci teraz Człowieku po Twoim złocie. Zdradziło Cię ono, zostałeś teraz samego z twoim zdychaniem. Teraz nie masz już nic, co więcej już za chwilę Ciebie nie będzie.
Co to wszystko warte


 Powoli docierała do niego świadomość, że teraz to on jest don Kichotem. Upewnił się o tym całkowicie, gdy obejrzawszy się do tyłu spostrzegł, że w pewnej odległości, podąża za nim na ośle, niewątpliwy Sancho Pansa. Tak, nie mogło być już żadnych wątpliwości, don Kichot to on sam. Poczuł się szczęśliwy.
Przypadek Petera Pfeilla

 Jakie są konsekwencje takich faktów, nie trudno chyba się domyślić. Społeczeństwo poddane trującemu wpływowi chciwości i egoizmu, systematycznie je degenerującemu, ulega tym wpływom w coraz większym stopniu. Etyka staje się dla jego członków określeniem coraz bardziej relatywnym i mało precyzyjnym, pozbawionym stałych fundamentów, jako że zmiana systemu wartości, przesuwającemu się coraz bardziej w kierunku aksjologii handlowej, gdzie wszystko jest oceniane w kategoriach zysku i wszystko ma swój ekwiwalent pieniężny, deformuje zupełnie ich ogląd świata.
Etyka - 30.09.2004

– No i co pan na to, panie Naphta, co pan na to powie? Widzi pan co tu jest napisane. Jak pan w obliczu tego może się jeszcze upierać. – W odpowiedzi Naphta, gwałtownym ruchem wyrwał książkę z rąk Settembriniego, po czym powtórzył jego operację przeszukiwania stron sprzed chwili, następnie zaś, trafiwszy na poszukiwany przez siebie fragment powieści, z tryumfem wskazał mu palcem miejsce mające w jego opinii świadczyć na jego rzecz. Przez chwilę trwał tak w geście tryumfu, po czym wrzasnął:
Marzenie

 
Ludzie nie zdający sobie sprawy z jego niewidzialnej obecności, nie hamowali się zupełnie, mówiąc rzeczy często dla jego ojca a więc i dla niego niewymownie przykre. Poznał wtedy co znaczy, ludzka bezinteresowna zawiść, a także jak wiele osób, nie tylko wcale go nie żałowało, i nie myślało nawet o tym, aby mu w jakikolwiek sposób pomóc, ale nawet czerpało jakby z jego nieszczęścia, jakąś osobistą satysfakcję.
Humanus

 Czymś, co ma swój Sens Istnienia tylko wtedy, kiedy przyczynia się do realizacji tego, co Demiurg Kreator, sobie zamierzył. Tak więc decyzja Człowieka o niepodjęciu się Misji, zaprzecza sensowi jaki nadano Jego Istnieniu. Człowiek zatem może dokonać wyboru sprzecznego z zamierzeniami Demiurga, jednocześnie jednak pozbawia swoje Istnienie tego Sensu, jaki leży u podstaw Jego Bytu. Znowu więc pojawiło się pytanie – „Być, albo też nie być”. Może on przecież wybrać „Nie być”.
Sens Bytu

Jasne księżycowe światło zalewało swoim widmowym blaskiem, całą widoczną przestrzeń, wycinając z mroku nocy, ciemne bryły do-mów i majaczące głęboką czernią niewyraźne kształty dużych drzew. Gdzie-niegdzie w budynkach widać było okna rozświetlone światłem zapalonych ża-rówek. Ponieważ jednak była to pora głębokiej nocy, świateł tych było niewiele i może dlatego właśnie ich nikły w ogólnie ciemnej perspektywie blask, budził uczucie jakiejś nostalgii, czy może tęsknoty. 
Maciek

To było najzupełniej normalne. Tego właśnie należało oczekiwać. Ale ten dziwny człowiek? Skąd u diabła on się tu wziął? Przecież selekcja tych wszystkich, którzy mogli się znaleźć dzisiaj we wnętrzu kościoła była tak niezwykle ścisła. Skąd zatem ten przedziwny cudak?  Ten zaś ubrany był w dziwaczną białą szatę i rzemienne sandały na gołych stopach. 
Powrót Mesjasza

 Joanna jak dziś pamiętała, ten uroczysty dla ich domu dzień. Ojciec specjalnie w tym celu, wziął w fabryce wolny dzień, gdyż aby kupić instrument, musiał się udać do odległego o ponad 70 kilometrów, miasta wojewódzkiego. Wstał bardzo wcześnie, ale uprzedzona o jego planach Joasia, tego ranka spała bardzo lekkim snem i gdy tylko ojciec zaczął się po mieszkaniu krzątać, przebudziła się niemal natychmiast. Miała wtedy 5 lat.
Jeden Dzień z życia Joanny.

 
Leżał tam czas jakiś. Do przytomności przywróciło go uczucie że ktoś go mocno szturcha. Oprzytomniawszy ujrzał że z obu jego stron, stoją dwie gigantyczne mrówki. Po chwili zrozumiał, że mrówki są normalnej wielkości, jedynie trochę większe od niego, a ich rzekomy ogrom pochodzi z zupełnie zmienionych proporcji jego nowego świata. Teraz dopiero zrozumiał, jak straszliwymi potworami są mrówki. Wyglądały one jak jacyś niesamowici rycerze z baśni o potworach, zakuci w czarne z niebieska, stalowo opalizujące zbroje.
Zdarzenie


Skrawki wędlin były nieco wyschnięte, ale na pewno nie były popsute.
Zafundował ich sobie cały kilogram. Dokupił do tego za trzy złote, trzy kilo kapusty kiszonej. Wymiesza to wszystko, doda soli i już będzie miał wielki gar bigosu. Obiady i kolacje, co najmniej na tydzień. Kupił jeszcze bochenek chleba i 5 kilo ziemniaków. Został już co prawda, prawie bez pieniędzy, ale za to czuł się bezpieczny. Wiedział że przez najbliższy tydzień, nie zazna głodu. Zaniósł to wszystko do domu.
 Jeden Dzień Z Życia Bezrobotnego


Leżał w wielkiej płaskiej cynowej kadzi, wraz z licznymi współuczestnikami swojej niedoli. Kadź wypełniona była kawałkami lodu, boleśnie parzącymi swoim mroźnym dotykiem jego niczym nie osłonięte ciało. Oprócz lodu w kadzi było również pewna niewielka zresztą ilość wody, co dawało trochę ulgi jego skrzelom, rozpaczliwie poszukującym rozpuszczonego w wodzie tlenu. Obecność wody w kadzi nie była skutkiem jej celowego tam umieszczenia; po prostu w ciepłym pomieszczeniu lód zaczynał się roztapiać i stąd się wzięła właśnie ta woda. Mała ilość tlenu i niska temperatura sprawiły że Karp znajdował się w stanie bliskim letargowi, w każdym razie jego świadomość była mocno przytępiona. Mimo tego bardzo cierpiał.
Karp

Koniki polne rzecz jasna nie potrafią mówić, ale jakoś tam umieją się porozumiewać, przekazując sobie na poły telepatycznie, na poły mową znaków wszelkie informacje dla siebie istotne. Konik Polny zbliżył się do Flory - bo wiedział już że piękna muzykantka tak właśnie się nazywa. Wyczuł w niej ochotę do zacieśnienia wspólnej znajomości i do wspólnych figlów. W chwilę później już wirowali w powietrzu. Takich skoków i takich lotów Konik Polny jeszcze do tej pory nie zaznał. Wykonywali najprzeróżniejsze ewolucje, to kręcili śruby to rozkoszowali się swobodnym lotem, latając w powietrzu to pojedyńczo to wspólnie. Głównie jednak wspólnie, połączeni razem jakąś naturalną harmonią. To była prawdziwa rozkosz.
Konik Polny


Komentarze (1):

13 kwietnia 2012 10:43 , Blogger Dorota "Moje Małe Czarowanie" Owczarek pisze...

JAK ZOBACZYŁAM TŁO TWOJEGO BLOGA TO AŻ DUSZA SIE ZAŚMIAŁA....uwielbiam przebywać wśród książek:-)

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna